poniedziałek, stycznia 26

Zmiany, zmiany...

   Kwestia, która w szczególny sposób różni nasze i tak już zbyt podzielone społeczeństwo. Sprawa,która stanowi fundament,  jeśli chodzi o budowę pewnej samoświadomości politycznej w naszym kraju.

    To co teraz napiszę może być odebrane w oczach wielu, jako kolejny atak i sabotowanie ostatniej ostoi „prawdy”, dlatego też osobom o zbyt wąskich horyzontach myśleniowych polecam ominięcie tego wpisu szerokim łukiem.



   Od samego początku istnienia Państwa Polskiego, Kościół Rzymsko-Katolicki wraz ze swoimi wpływami i pieniędzmi determinował każde większe posunięcie polityczne w tym zakątku świata, decydując tym samym o charakterze życia codziennego kolejnych pokoleń ludów zamieszkujących te ziemie,  a więc i naszych przodków. Począwszy od masowych pogromów zwykłej ludności, poprzez akcję szeroko zakrojonych prześladowań połączonych z przymusową indoktrynacją w nowopowstałych ku temu świątyniach, aż po zniszczenie wszelkich pozostałości po poprzednim systemie wierzeń - to wszystko doprowadziło do totalnej destrukcji naszej rodzimej kultury. Daremnie szukać w historii jakichkolwiek przejawów chrześcijańskiej miłości bliźniego, tak szeroko głoszonej dzisiaj - wszystko było dokładnie zaplanowane i nastawione na konkretny zysk. Nie należy się zatem specjalnie dziwić historykom, którzy już od czasów oświecenia określają tą epokę „czasem ciemnoty i zabobonów”. Coś w tym wyraźnie musi być. Sam badając tą sprawę i czytając to wszystko o czym dzisiaj piszę, dziwiłem się, dlaczego dziś wszyscy przechodzą wokół tego tak obojętnie. Przecież to były tysiące ludzkich istnień! Oby to już nigdy więcej do nas nie wróciło! Aby nigdy nie wrócił  czas, w którym każdy przejaw odstępstwa od jedynej słusznej ideologii jest piętnowany i obwarowany potężnym systemem kar…  Jednak nawet w dzisiejszych czasach te wydarzenia są bagatelizowane, a Kościół Katolicki ma się u nas bardzo dobrze. Widać to wyraźnie nawet wtedy, gdy niektóre konserwatywne opcje polityczne wciąż sympatyzują z tą ideologią i na ile to możliwe odwołują się do metod tamtej epoki… myślenie za innych i  utrudnianie życia, skąd my to znamy?  W końcu jesteśmy potomkami analfabetów, głupiej rolniczej ludności dzielącej czas między oraniem pola a chodzeniem do kościoła. Nie umiemy sami myśleć.  Co z tego że mieliśmy własny alfabet? Słowiańskie runy,  uznane za demoniczne, były doszczętnie niszczone i tylko szczątkowo udało im się zachować w cyrylicy.  Oficjalnym przekazem historycznym od teraz mogli zajmować się utrzymywani na książęcych dworach mnisi z zachodu. Dworach niekoniecznie nawet słowiańskich – Dagome w końcu to imię popularne wśród ludów północnych. Rurykowicze- potomkowie Wikingów, fakt potwierdzony. Dokładnie ten sam schemat postępowania powtórzył się później przy nawracaniu podbijanych Indian oraz sprowadzanych z Afryki niewolników. Z tą drobną różnicą, że Indianom pozostawiono wydzielone rezerwaty.Mogli uchodzić i uchodzą za znakomitą atrakcję turystyczną, wielkoduszność białych ludzi nie zna granic.  





   W tym przypadku nie zdziwi nikogo fakt, że wierzenia praprzodków pozbawione zbrojnej ochrony musiały całkowicie ustąpić z obiegu, schodząc do podziemia pod naporem wiary płynącej z zachodu. Lokalna ludność chcąc czy nie chcąc musiała zacząć się przyzwyczajać się  do nowej sytuacji. Bynajmniej nie bez walki. Zresztą, żeby w całej tej historii było jeszcze ciekawiej, zagubienia w nurcie historii nie uniknęli także inni chrześcijanie tak zwanej „gorszej kategorii”, czyli po prostu wyznawcy rytu wschodniego (Państwo Wielkomorawskie narzuciło Wiślanom chrzest grecki na wiek przed oficjalnym chrztem Polan). Dopiero całkiem niedawno w Krakowie odkryto szczątki najstarszych budynków sakralnych w Polsce, będących pozostałościami po dawnym biskupstwie metodiańskim. Nikt specjalnie nie docieka, co się stało z tym prężnie działającym biskupstwem. Przecież w momencie Chrztu Polan ono już istniało od niemal stu lat! Z Krakowa pochodził także biskup św. Stanisław. Teraz tylko pytanie, jakiego obrządku biskup?  I jak wytłumaczyć  fakt, że wspaniały królewski Kraków przez całe wiek świetlności Rzeczpospolitej nigdy dostąpił zaszczytu bycia arcybiskupstwem. Aż do 1925 roku


   W obecnej chwili Kościół Katolicki stoi na rozdrożu. Odpowiedzialne za to są dwie frakcje stricte z nim związane, mające zupełnie zaprzeczające sobie nawzajem  wizje na przyszły kształt tej instytucji. Jednak mimo wszystko najważniejszy pozostał ten sam cel który ją kształtuje-  jak największa liczba „zbawionych” duszyczek.

 Z jednej strony mamy środowisko orędowników wprowadzania kolejnych zmian, powiew świeżości w  tej zmurszałej instytucji, na czele z obecnym papieżem Franciszkiem I, widzących potrzebę wewnętrznej odnowy Watykanu  i wyjścia chrześcijaństwa w stronę ludzi. To się nawet może podobać. Obecnie to stronnictwo zdobyło przewagę w kościele i będzie w najbliższym czasie próbować choć trochę zmienić obliczę kościoła i spojrzenie na tą instytucję w oczach całego świata. Zobaczymy co z tego wyjdzie.

  Z drugiej strony mamy stronnictwo konserwatywne, dla których świat zatrzymał się w czasach, gdy kościół miał bezgraniczną władzę. Mają oni przewagę w naszym kraju i tanio nie oddadzą władzy. Polemika z nimi wydaje się być bezsensowna, skoro nawet słowa papieża posiadającego moc nadanie ex catedra niewiele dla nich znaczą. Chyba kościoł dostaje lekkiej schizofrenii…


   Jak dla mnie to wszystko to jedna wielka polityka. Możni kościoła w końcu zauważyli, że do tej pory stosowane metody przestają działać, ludzie przestają się bać, ba nawet coraz większa ilość odchodzi z tej instytucji. Rzym na oczach świata zaczyna tracić władzę, jego serce przenosi się do Azji i Afryki, choć nadal ma mnóstwo pieniędzy i swoich posłanników na całym świecie. Atak na Watykan wciąż równałby się zaatakowaniem całej kultury zachodniej. Jednak ta władza jest już bez porównania słabsza wobec  do tego, jaką była 100 lat temu.

   Tylko czy kościół zmienił się już na tyle, żeby papież mógł zacząć wprowadzać reformy? Ostatnią osobą która próbowała tego dokonać był Jan Paweł I. Bóg miał być nie tylko ojcem, ale i matką. Wszyscy chyba wiemy, jak ze swoimi pomysłami skończył. Zobaczymy jak pójdzie teraz nowym reformatorom na czele z  Franciszkiem. Na pewno ma w kościele bardzo silną opozycję. Ujawnienie 8 tyś. księży pedofili (2% CAŁEGO KLERU!), zwiększenie tolerancji wobec homoseksualistów jak i podwyższona kontrola nad finansami Watykanu na pewno nie pozostały  bez echa. Ale pamiętajmy, że gdy ktoś zyskuje, ktoś musi stracić. A wtedy pozostają niezadowoleni…

3 komentarze:

  1. Cóż... Każdy osobnik, który nie ma zaburzonej percepcji postrzegania świata, jest w stanie dostrzec, że od wieków Kościół bardziej rządzi ludźmi, niż ludzie do tego powołani. Pytaniem tylko jest to, czy historia z Jezuskiem jest stworzona na potrzeby władzy, czy jest w tej bajce trochę prawdy? Jeśli odpowiedzią jest pierwsza opcja to gratuluję umiejętności manipulacji.
    Dobry wpis, keep rockin'! c;

    OdpowiedzUsuń
  2. Patrząc na to obiektywnie, z historycznego punktu widzenia, Józef Flawiusz wspomina o Jezusie, ale jego wpisu trącącego o apoteozę chyba nie można potraktować poważnie. Tacyt też wspomina o Jezusie, tyle że w jego czasach (początek II w) chrześcijanie już funkcjonują jako sekta w Rzymie

    Fajnie jest pamiętać o tym, że w tamtym czasie na terenach obecnego Izreala żywot swój pędziło mnóstwo różnego rodzaju mesjaszy i nie możliwym było połapać się w nich wszystkich. Jezus dodatkowo nie był "typowym" mesjaszem, był raczej rewolucjonistą moralnym i pacyfistą. Tylko teraz skoro pochodził w prostej linii od Dawida, czemu nic o tym nie wiemy? Musiał być przecież ważną personą. Zagadki można mnożyć...

    Dodatkowo fakt bycia przez niego Nazarejczykiem (Nazirejczykiem) więc i być może życie w komunie nie ułatwiało mu wejście do historii przez przekaz typowo żydowski.

    Wiele ksiąg od tamtego czasu zginęło albo Watykan nie chce żebyśmy je czytali więc zbyt szybko nie dowiemy się jak było naprawdę. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jako ciekawostkę podam za to, że Hindusi wspominają że w ich klasztorach przez pewien czas na początku I wieku żył pewien osobnik z dalekiego Zachodu, Jeszu się nazywał. Osiągnął on stan buddy i wrócił do siebie w rodzime strony:)

    OdpowiedzUsuń