piątek, grudnia 19

Trochę statystyki...

    Opierając się na danych środowiska LGBT w mojej szkole, podanych mi do wiadomosci przez jednego z członków jej zdeklarowanej części, w roczniku '97 figuruje około 10 osób o preferencjach homoseksualnych. Daje to równo 5%. Większość z tych osób kryje się jednak ze swoimi skłonnościami i to dość dobrze. Na tyle, że nawet mi ciężko jest dociec o kogo mogłoby chodzić. Stan prawny czynu: całkowicie legalny.

   Opierając się natomiast na oficjalnych danych ankiety przeprowadzonej w mojej szkole w ramach projektu z Wosu w I klasie wynika, że około 33%  osób miało kiedykolwiek styczność ze środkiem psychoaktywnym w postaci roślinnej, jakim jest konopia indyjska. O dane te nie było jakoś specjalnie trudno, wystarczyło pofatygować się i popytać. Nikt jakoś wybitnie się z tym nie kryje. Większość uważa to za zupełnie normalną sprawę. Czyn nielegalny, zabroniony karą więzienia do lat 3.

   Jakby nie patrzeć trąci ironią, nieprawdaż?


Pokręcony świat tańczy na cztery.

   Wieczór, powrót do domu. Strugi deszczu spadają na ulicę, mijam zmokniętych ludzi, mam wszystko gdzieś. Widzę aptekę, przed nią kolejka, wszyscy jak nasiąknięte gąbki, czekają aż śmieszny pan w kitelku raczy ich obsłużyć przez małe pierdolone okienko. Chory kraj, chory system. W sklepach alkohol z alarmami. Może jeszcze sztućce na łańcuchach i karteczki na żarcie? Wydawałoby się - polska mentalność. Nic bardziej mylnego. Kradzieże, napady? Tutaj albo masz znajomości albo za siano rodziców kończysz wymarzone studia. Wszędzie podatki, opłaty, coraz więcej firm, które powstają tylko po to żeby Cię okraść. A skąd to wszystko? Każdy orze jak może, empatia to zjawisko nadprzyrodzone, byle więcej, byle pod siebie. Tutaj koło się zamyka, ktoś wpadł na trochę lepszy pomysł niż Ty żeby mieć pieniądze, inaczej się nie da. Nie żyjemy w normalnym kraju. Tutaj rzemiosło, sztuka, umiejętności nie są tak doceniane jak w innych krajach. Murarz zabija dla pieniędzy, stolarz okrada sklep, spawacz staje się oszustem. Miejsce, w którym trzeba gonić ślepo, po trupach za pieniędzmi, niszczone i pożerane przez starych komuchów.

    W końcu coś pozytywnego. Mijam trzy pary. Piękna i bestia, gruba i chudszy, żyrafa i krasnal. Miłość jest ślepa, to piękne.


  Zaraz święta. Nie cieszą już prezenty, pierwsza gwiazdka, starzec z brodą, w którego tak bardzo teraz chciałbym jeszcze wierzyć, by poczuć tą atmosferę. Już nie potrafię. Potrzebuję czegoś więcej. Jak co roku zasiądę do stołu wigilijnego w czteroosobowym gronie, w sumie to trzy, mama pracuje. Stół będzie dosłownie zawalony skrzętnie przygotowanymi wcześniej potrawami. Ale przecież nie o to w tym chodzi, żeby się nawpierdalać, nie potrzebuję wigilii. Odpakujemy prezenty i każdy wróci do swoich zajęć, ojciec przed telewizor, brat do komputera, babcia do swojego pokoju, pomyślę tylko - szkoda, że nie ma mamy.I tyle. Koniec. Wszystko wydaje się takie wymuszone.

  W kuchni tłum ludzi, między nogami plątają się dzieci, znajomych i rodziny, słychać głośne, wesołe rozmowy, w powietrzu wisi dobra atmosfera, ocieram się o milion osób żeby dojść do łazienki, wszyscy uśmiechnięci, wszędzie jasność, kolory i niesamowite zapachy. Nie tym razem.

piątek, grudnia 5

Para z zielonej herbaty

   Historia jak z filmu, dojrzały facet poznaje młodziutką kobietę. On znany śpiewak, ona baletnica. Zakochują się w sobie bez pamięci. Po dwóch lat związku ten oświadcza się. Mają córkę.

   Teatr wieczorową porą, za oknem tęgi mróz. Pada śnieg. Nasz bohater wchodzi na salę, jego przyszła dama serca właśnie rozciąga nogę na framudze. Miłość od pierwszego wejrzenia. 

   Pierwsza randka w kawiarni przy ulicy świętojańskiej. On czeka, nie może skupić się na niczym. Nie wie, że ona już od rana przygotowuje się by jak najlepiej wyglądać.

   Gorąca czekolada, długa rozmowa. Kontakt wzrokowy, minęła pierwsza trema. Powoli obydwoje się rozluźniają. Z delikatniej tremy przechodzą ukradkiem w swobodny ton.

   Nutka niedopowiedzenia. On odprowadza ją na przystanek. Rozstają się w ciszy. Uśmiech. Oba serca  biją w ten sam rytm

   Rok później, namiętny wieczór. Wyjście do opery, kolacja przy świecach, deser. Miękka poduszka, pukiel gęstych czarnych włosów, wdech i wydech. Promień Światła.


   Jasny dzień, Alpy, droga na Mount Blanc. W głowie od tygodnia jedna myśl. Pierścionek w wewnętrznej kieszeni kurtki, jej uśmiech. Chwila nieuwagi, upadek, rozpacz…

   To tylko pierścionek…

   Historia zdarzyła się naprawdę. Dzisiaj ta para ma za sobą już ponad 20 lat małżeństwa i nigdy nie przeszło im przez myśl by mogło być inaczej. Ta historia wzruszyła mnie, piękna ona i piękny on. Dwie połówki jabłka, dwa bieguny, dwie skrajności. Spętane pętla miłości. Tej która nigdy nie szuka poklasku.Sam przez długi czas nie mogłem uwierzyć, dziś jest inaczej. 

   Tylko głupiec nie szuka w niej siły! Prawda jest jedna: Kochamy móc kochać! 

Ten dzień.

   Wychodzę sobie do szkoły, spóźniony o całe 3 godziny.Dzisiaj są moje urodziny,wiecie taki specjalny dzień w którym czujesz się nadzwyczaj wyjątkowy, a życzenia wpadają zewsząd jak zaklęte (najlepiej im trochę pomóc, ustawiając datę na fejsbuku.)
   
   Ale co mi tam, wsiadam, jadę sobie pociągiem, dobre reggae na słuchawkach, gapię się w ekran, przyszedł esemes od kobiety która ostatnimi czasy jest mi jedną z najbliższych  osób. Prosi abym napisał Jej, gdy będę już na stacji. Wyczuwam podstęp,  piszę:"no problem" i dalej myślę. Wczoraj to właśnie ta sama słodka istota nachalnie dobijała się do mnie o godzinie 23.30 i tak umiejętnie ciągnęła rozmowę, by w godzinie zero:zero móc  z triumfem jako pierwsza złożyć mi urodzinowe życzenia! Słodziachnie,co? 



   
   Dobra, wkraczam do szkoły, zdejmuję kurtkę, zakładam czapkę cfaniaczkę, odwracam się na pięcie i nagle słyszę… „STO LAT STO LAT…”. Staję zamurowany. Naprzeciw mnie mój dobry kumpel ze starej klasy, ubrany w elegancką białą koszulę, w rękach trzyma wielką tacę pełną małych babeczek, na których zostały pojedynczo zapalone świeczki. Obok niego stoi Ona, niższa o prawie dwie głowy z uśmiechem tak szerokim i tak pięknym jak tylko można sobie wyobrazić. Moment jeden na sto.

   Wokół mnie zaczyna gromadzić się coraz więcej osób, a ja, zawsze arogancko pewny siebie palant, nie potrafię wydusić z siebie ani słowa…STOP KLATKA…  

   Zdradźcie mi teraz taki mały sekret, ok?  Gdzie w obecnych czasach podziały się takie dziewczyny? Czy może jest to już gatunek wymarły ? Widział ktoś je gdzieś? Choć jedną? Ok, jest to drobny gest niewymagający zbyt dużego nakładu pracy i środków, a najprawdopodobniej pozostanie w mojej pamięci do końca życia. Wystarczy odrobina chęci. Ta dziewczyna po raz kolejny, swoim zachowaniem, udowodniła mi , że jest jedną z  tych, z którymi warto się zadawać i mieć je jak najbliżej siebie. Naprawdę, pełen szacun!  A Wy, nie macie już dość tych wiecznie napuszonych, pustych lasek, które każdym swoim choćby nawet najmniejszym gestem swojego ciała będą manifestować jak wielką łaskę robią, gadając z Tobą? Albo słodkich idiotek, spacerujących od melanżu do melanżu ze swoimi spedalonymi gachami i śmiejących się z rzeczy tak tępych, że śmiało i bez żalu można się pociąć plastikowym widelcem? 

   Brakuje naturalnych dziewczyn! Naprawdę! Z właściwymi im zaletami  jak i wadami. Giną przygaszone w  wielkim cieniu małych wyszpachlowanych lal, próbując im dorównać pod każdym możliwym względem.Bo taki jest trend, to jest fashion i to jest TAP. Żer dla głupich dup, bo te niegłupie już zbyt często toną w różnych kompleksach. A my faceci lecimy przecież na te gwiazdy…













    A co z tymi, których jakbyś chciał nie możesz zaliczyć do jednej i drugiej grupy? Tymi zabieganymi w ciągłym pościgu za linią horyzontu?  Ale czy to ten ciągły brak czasu jest winowajcą? Czy to po prostu my stajemy się coraz bardziej nieczuli?

środa, grudnia 3

Miłość.

 Czwarte piętro bloku nocą? He. Nie tym razem. Dach, gorąca kawa, w piekarniku ciasto bananowe. Sam nie wiem co z tego wyjdzie. Na słuchawkach nowy Tau.
Tau? Ten raper, który chce zostać księdzem? Jasne. Bit i wokal to jedno, zrozumieć jego myśli - bezcenne. Widzę kobietę,w sumie to widzę i słyszę. Najpierw dociera ruch, chwilę potem jego wydźwięk. Wracam sprawdzić co z moim kulinarnym eksperymentem. Już końcówka pachnie przepysznie, ale jestem strasznie głodny.



   Lodówka, pierwsze co wpada do łapy, marchewka. Bang, buch, jeb i obrana. Czas królika. Jest inna niż wszystkie. Na każdej kolejnej części języka, czuję inny smak. Gorzki, słodki, kwaśny i ostry zarazem. Jest niesamowita. Zaglądam do piekarnika, chyba opatentuje ten przepis.
  
   W głowie szum Jej lawendowych, śmiejących się oczu.