piątek, grudnia 19

Pokręcony świat tańczy na cztery.

   Wieczór, powrót do domu. Strugi deszczu spadają na ulicę, mijam zmokniętych ludzi, mam wszystko gdzieś. Widzę aptekę, przed nią kolejka, wszyscy jak nasiąknięte gąbki, czekają aż śmieszny pan w kitelku raczy ich obsłużyć przez małe pierdolone okienko. Chory kraj, chory system. W sklepach alkohol z alarmami. Może jeszcze sztućce na łańcuchach i karteczki na żarcie? Wydawałoby się - polska mentalność. Nic bardziej mylnego. Kradzieże, napady? Tutaj albo masz znajomości albo za siano rodziców kończysz wymarzone studia. Wszędzie podatki, opłaty, coraz więcej firm, które powstają tylko po to żeby Cię okraść. A skąd to wszystko? Każdy orze jak może, empatia to zjawisko nadprzyrodzone, byle więcej, byle pod siebie. Tutaj koło się zamyka, ktoś wpadł na trochę lepszy pomysł niż Ty żeby mieć pieniądze, inaczej się nie da. Nie żyjemy w normalnym kraju. Tutaj rzemiosło, sztuka, umiejętności nie są tak doceniane jak w innych krajach. Murarz zabija dla pieniędzy, stolarz okrada sklep, spawacz staje się oszustem. Miejsce, w którym trzeba gonić ślepo, po trupach za pieniędzmi, niszczone i pożerane przez starych komuchów.

    W końcu coś pozytywnego. Mijam trzy pary. Piękna i bestia, gruba i chudszy, żyrafa i krasnal. Miłość jest ślepa, to piękne.


  Zaraz święta. Nie cieszą już prezenty, pierwsza gwiazdka, starzec z brodą, w którego tak bardzo teraz chciałbym jeszcze wierzyć, by poczuć tą atmosferę. Już nie potrafię. Potrzebuję czegoś więcej. Jak co roku zasiądę do stołu wigilijnego w czteroosobowym gronie, w sumie to trzy, mama pracuje. Stół będzie dosłownie zawalony skrzętnie przygotowanymi wcześniej potrawami. Ale przecież nie o to w tym chodzi, żeby się nawpierdalać, nie potrzebuję wigilii. Odpakujemy prezenty i każdy wróci do swoich zajęć, ojciec przed telewizor, brat do komputera, babcia do swojego pokoju, pomyślę tylko - szkoda, że nie ma mamy.I tyle. Koniec. Wszystko wydaje się takie wymuszone.

  W kuchni tłum ludzi, między nogami plątają się dzieci, znajomych i rodziny, słychać głośne, wesołe rozmowy, w powietrzu wisi dobra atmosfera, ocieram się o milion osób żeby dojść do łazienki, wszyscy uśmiechnięci, wszędzie jasność, kolory i niesamowite zapachy. Nie tym razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz